Czy kobiety zarządzają swoimi finansami inaczej niż mężczyźni? Mają mniejszą skłonność do ryzyka? Stawiają na edukację? Nie boją się pytać i chętnie czerpią wiedzę od ekspertów? Zarówno Polki, jak i Polacy deklarują, że chcą poprawić stan swoich finansów, zacząć oszczędzać, lepiej gospodarować budżetem. Czy są jakieś pułapki, które finansowy „marketing” zastawia typowo na kobiece finanse?
Girl Math, czyli dziewczyńska matematyka
#girlmath to humorystyczny trend na TikToku i Instagramie. Pod tym hasztagiem znajdziemy wiele (podkreślmy to – żartobliwych) teorii o tym, jak uzasadnić zakupy na wyprzedażach, posiadanie kolejnej drogiej torebki itp.
Przy okazji trochę obśmiewamy stereotyp, że kobiety są rozrzutnymi zakupoholiczkami. Chyba, że potraktujemy te porady dosłownie, to wręcz przeciwnie…
Dowiedz się, jak ograniczyć zakupy impulsywne
Przykłady #girlmath?
- Jeżeli coś jest na wyprzedaży i tego nie kupię, to tracę pieniądze.
- Gdy za bilety lotnicze i hotel zapłaciłam w zeszłym roku, to mój koszt wakacji to tylko to, co wydam na miejscu.
- Jeżeli kupię sukienkę za 500 zł, założę ją 50 razy, to jej koszt to 5 zł, a gdy ją sprzedam na aukcji za 50 zł, to zarobiłam na tej inwestycji 10 proc.
Pod tymi żartami kryje się kilka sensownych teorii.
Po pierwsze „cost per use”, czyli taki sposób kalkulacji, w którym przeliczamy to, ile zapłaciliśmy na to, ile razy użyjemy danej rzeczy. Ubranie za 100 zł, które mieliśmy na sobie dwa razy, kosztuje 50 zł za każde „użycie”. Podobnie jak to za 500 zł, jeśli posłuży nam dziesięć razy. Jego „cost per use” to również 50 zł.
Jeżeli możesz kupować rzeczy lepszej jakości (droższe), które będą dłużej służyły i nie rozlecą się po pierwszym praniu, ani też nie wyjdą z mody po jednej imprezie, to tak przeliczony koszt będzie niższy niż dla rzeczy „jednorazowej”.
Łatwo sprawdzić to na butach, płaszczach, kurtkach, które mogą być kilkusezonowe. Docenisz „cost per use”, jeżeli kolejnej zimy nie musisz zaczynać od dużych zakupów.
Oczywiście tej kalkulacji nie stosujemy tylko do ubrań. Przyda się w wielu sytuacjach, gdy zastanawiasz się, czy warto kupić droższą rzecz. W przypadku ubrań mówi się nawet „cost per wear”, czyli dosłownie: ile kosztuje nas jedno założenie.
Wracając do naszych sukienek za 100 zł i 500 zł. Jeżeli pierwszą założymy dwa razy, a drugą dziesięć, to koszt w przeliczeniu na jedno użycie mamy taki sam. W uproszczeniu, potrzebujemy sukienki dziesięć razy, więc takich za 100 zł kupimy 5. Więcej ubrań, które szybko się zużywają, to więcej śmieci, dlatego „cost per wear” jest wskaźnikiem docenianym przez zwolenniczki proekologicznego trendu slow fashion.
I jeszcze jeden sensowny element #girlmath (i w zgodzie z trendem eko) to sprzedawanie na aukcjach używanych ubrań w dobrym stanie, nawet za 10 proc. ceny. Nie dlatego, że to super zarobek czy zwrot z inwestycji, ale po prostu rozsądniejsze wyjście niż śmietnik.
Zatem gdzie pułapka? Kierując się „cost per use” wybieramy jakościowo dobre ubrania, dłużej ich używamy, nie ulegamy szaleństwu fast fashion, nie produkujemy ton śmieci z poliestru. Same plusy. Do czasu, gdy kalkulacji nie stosujemy, żeby uzasadnić zbędne zakupy np. ubrań, których cena wynika nie tyle z jakości, co z firmowej metki.
Czy na pewno każdy drogi sweter z luksusową metką to wełna, a nie poliester? Zawsze czytaj skład produktów. Nie tylko w sklepie spożywczym! I czy trzeci trencz dobrej jakości to naprawdę dobry zakup? Wg wyliczeń regularnie nosimy tylko 20 proc. tego, co mamy w szafie. Cost per use/cost per wear to przydatny wskaźnik, ale jeżeli używamy go na serio, a nie do uzasadniania nadmiernego konsumpcjonizmu czy nawet zakupoholizmu.
Przeczytaj także: Finanse kobiet. Ekspertki radzą, jak zadbać o własny portfel i zapanować nad budżetem
Mój nowy, piękny planer
Na rynku jest wiele pięknych (naprawdę), estetycznych i co ważne – dobrze zaprojektowanych planerów, które mogą być pomocne w prowadzeniu budżetu. Są też aplikacje, ładne szablony do wydruku np. list zakupów, podsumowań wydatków, budżetów domowych. Bardzo pomocne narzędzia i miłe dla oka.
Pamiętaj, że tylko 8 proc. z nas dotrzymuje postanowień noworocznych, a tylko 17,4 proc. ankietowanych Polaków ma oszczędności na poziomie 5-20 tys. zł (badanie „Barometr oszczędności 2023”). Samo skrupulatne zapisywanie nie wystarczy. Ładny planer nas zmotywował? Super, ale żeby wytrwać potrzebne są nawyki, konsekwencja i samodyscyplina.
A w czym jest haczyk? Skupianie się na skrupulatnym zapisywanie każdej wydanej złotówki to za mało. Perfekcja, skrupulatność, dokładność to cechy, które mogą nam się bardzo przydać, ale też sprowadzić nas na manowce. Mimo że poświęcimy dużo czasu na zbieranie paragonów, tropienie każdego wydatku i żmudne przepisywanie ich do zeszytu, to nasze oszczędności nadal będą tkwiły w miejscu.
Po pierwsze: zapisywanie każdego wydatku może Cię szybko zmęczyć i zwyczajnie znudzić. Zapomnisz o zapisaniu jednego lunchu, potem kolejnego, więc i tak jest dziura w zapiskach. A stąd już tylko krok do tego, żeby całkiem porzucić ten sposób kontrolowania budżetu.
Po drugie: ważne jest planowanie i weryfikacja realizacji planu. Gdy utkniesz na szczegółach, umknie Ci duży obraz.
Po trzecie: pamiętaj o celu. Zapisujesz wydatki po to, żeby sprawdzić czy budżet na daną kategorię (np. jedzenie na mieście) został dobrze zaplanowany, i żeby wprowadzać ewentualne zmiany, jeżeli przekroczysz plan. Wystarczy, że będziesz kategoryzować wydatki w aplikacji bankowej. Zapisywanie jest środkiem, planer narzędziem, a sukces, czyli realizacja celu, zależy od Twoich decyzji finansowych.
Przeczytaj także: W związku z pieniędzmi
Kobiety są bardziej oszczędne
Z jednej strony ten stereotyp się broni. Łączne długi Polek są o połowę mniejsze niż Panów (wg danych BIG INFOMONITOR). W tradycyjnym modelu to kobieta zajmuje się codziennymi wydatkami, zna ceny artykułów spożywczych, wie, gdzie są promocje, dba o to, aby nie marnować jedzenie, planuje posiłki.
Z drugiej strony to powoduje, że porady finansowe dla kobiet często ograniczają się do narracji typu: „jak oszczędzić na zakupach?”, „jak nie przepłacić w drogerii?”, „jak upolować okazję?”. Dużo energii wkładasz w żonglowanie wydatkami i promocjami, żeby oszczędzić dajmy na to 100 zł, a nie w to jak wygenerować dodatkowe 1000 zł.
I to jest błąd. Oszczędzanie jest w porządku, prowadzenie budżetu to podstawa, ale żeby wejść na wyższy poziom, koniecznie trzeba się przyjrzeć stronie przychodowej.
Dowiedz się, jak zwiększyć swoje dochody
Od czego zacząć?
Po pierwsze: podstawa to właściwa wycena. Czy jesteś przedsiębiorcą, czy pracownikiem etatowym, sprawdź czy Twoja praca i Twój czas jest dobrze wyceniony. Może trzeba zrezygnować z tych zadań, za które dostajesz za mało, aby mieć czas na takie, które przyniosą więcej? Może trzeba po prostu podsumować swoje mocne strony oraz osiągnięcia i wnioskować o podwyżkę?
Po drugie: czy mam czas i zasoby, żeby zarabiać więcej? Sprawdź to! Jesteś ekspertką w danej dziedzinie, możesz dodatkowo wycenić dzielenie się wiedzą, czyli np. prowadzenie szkoleń, pisanie artykułów, tworzenie kursów. Kochasz piec ciasta, chociaż zawodowo jesteś nauczycielką? Wyceń swoją pasję – na niej też możesz zacząć zarabiać.
Po trzecie: inwestowanie wiąże się z ryzykiem. „Aha…. z ryzykiem, to ja podziękuję”. Niech ten disclaimer Cię nie zraża. Z raportu „Polak Inwestor 2023” wynika, że kobiety inwestują coraz chętniej – ponad 30 proc. badanych kobiet deklaruje, że inwestuje regularnie. Inwestują też spokojnie, strategicznie i, co może niektórych dziwić, mniej emocjonalnie.
Nie musisz ryzykować od razu całego majątku, inwestowanie można zacząć od naprawdę małych kwot – 50 czy 100 zł. Także po to, żeby się tego uczyć. Ciekawią Cię kryptowaluty? Chcesz dowiedzieć się więcej o giełdzie? A może szukasz jakiś prostych rozwiązań, jak inwestowanie z robodoradcą czy odkładanie regularnie w złocie? Jest naprawdę wiele możliwości, gdzie zaczynając od małych kwot możesz krok po kroku poznać rynek i narzędzia, aby poczuć się pewniej i po prostu zostać inwestorką. Żeby zrobić pierwszy krok, nie potrzebujesz milionów tylko decyzji, że zaczynasz.
Sprawdź, w co inwestować bezpiecznie i długoterminowo
Promocją i edukacją w temacie złota zajmuje się od 2014 roku, kiedy to zasiliła szeregi Goldenmark. Kierowała kolejno działami sprzedaży i marketingu. Odpowiadała za rozwój oferty produktów lokacyjnych, W Goldsaverze stoi na forpoczcie jako główna ekspertka. Prywatnie miłośniczka biegów długodystansowych i górskich. Miłośniczka dobrze zorganizowanych finansów osobistych.