Analityczka surowcowa, inwestorka, edukatorka, założycielka Girls Money Club i gościni naszego webinaru, w którym już niebawem porozmawiamy o zwiększaniu dochodów – Dorota Sierakowska – odpowie nam na serię pytań o karierę, finanse, inwestowanie i złoto.
Goldsaver: Skąd zainteresowanie surowcami takimi jak złoto? Jak to się zaczęło? Ekspertek i ekspertów od tego rynku w Polsce jest naprawdę niewielu.
Dorota Sierakowska: Gdy poszłam na studia, poszukiwałam dla siebie trochę innej drogi niż jedynie chodzenie na zajęcia. Chciałam uczestniczyć w zajęciach dodatkowych, należeć do jakiegoś koła naukowego, w którym mogłabym się rozwijać. Spośród kilku takich kół, moją uwagę przyciągnął Klub Inwestora. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Na cotygodniowych spotkaniach mieliśmy taką tradycję, że każdy przygotowywał mini wykład dotyczący jakiegoś aspektu rynków finansowych.
I ja też zaczęłam poszukiwać jakiegoś ciekawego tematu. Już wtedy wiele osób opowiadało o akcjach, obligacjach czy o bardzo modnym wówczas Forexie. Zastanawiałam się, gdzie odnaleźć siebie, jak się wyróżnić. I w zasadzie, z takich zainteresowań związanych z inwestycjami, moją uwagę przyciągnęły dwa obszary: nieruchomości i surowce.
Mój wybór padł na surowce, ponieważ materiałów na ten temat było najmniej. Pamiętam, że gdy szukałam jakiejś informacji, musiałam sięgać do stron anglojęzycznych, do analiz zagranicznych biur maklerskich czy książek, których było wówczas raptem kilka i dotyczyły one przeważnie złota od strony bardziej politycznej.
Zaintrygowało mnie to, ponieważ rynek ten jest przecież bardzo ważny. Ropa to przecież krew globalnej gospodarki. Takie towary jak zboża to baza żywienia wielu ludzi na świecie. Z kolei złoto to ponadczasowy symbol bogactwa, sposób przechowywania kapitału w nienaruszonym stanie przez lata. I to właśnie surowce w największym stopniu przyciągnęły moją uwagę. Opowiadałam o tym na spotkaniach w Klubie Inwestora, ale też zaczęłam pisać artykuły. Jeszcze na studiach założyłam magazyn o inwestowaniu TREND, w którym przez wiele lat pełniłam funkcję redaktor naczelnej. Dzięki temu zostałam zatrudniona przez jeden z największych domów maklerskich w Polsce jako analityczka.
Po kilku latach napisałam książkę na temat inwestowania w surowce, która do dzisiaj jest bestsellerem. Do dzisiaj też ten rynek mnie fascynuje i uważam, że jest to absolutnie niesamowite miejsce do lokowania pieniędzy. Na temat inwestowania w złoto napisałam zresztą pracę magisterską.
Sprawdź 3 pułapki kobiecych finansów
GS: Stworzyłaś Girls Money Club. To niezwykła społeczność kobiet nastawionych na edukację finansową. Skąd pomysł na ten klub? To z pewnością niezwykle pracochłonne i angażujące. Czy bycie ekspertką od surowców nie było dla Ciebie wystarczające?
D.S.: W zasadzie nie pamiętam takiego momentu w moim życiu, kiedy robiłabym tylko jedną rzecz. Nawet gdy rozpoczynałam pracę w domu maklerskim, to prowadziłam wspomniane wcześniej wydawnictwo i własną firmę.
Dla mnie praca analityka w branży inwestycyjnej to niesamowicie ciekawa przygoda, w trakcie której nauczyłam się, jak naprawdę funkcjonuje rynek. Jednak z czasem zaczęłam wracać do mojej – kolokwialnie mówiąc – zajawki edukacyjnej. Wydawanie magazynu studenckiego o inwestowaniu było czymś w rodzaju misji. Zwłaszcza, że w owym czasie w Polsce nie było jeszcze tylu stron internetowych, blogerów czy influencerów, którzy by o tym opowiadali.
TREND pełnił taką funkcję edukacyjną, nie był tylko sposobem na biznes, choć oczywiście dzięki temu też mogłam zarabiać na studiach w ciekawy sposób. Ale przede wszystkim był to sposób na tworzenie społeczności i realizowanie misji edukacyjnej. Z czasem jednak magazyny w wersji papierowej zaczęły być mniej potrzebne, wiedza zaczęła przenosić się do internetu. Ja zresztą wtedy też zaczęłam pisać książkę, więc wspólnie z przyjaciółmi podjęliśmy decyzję, że nie będziemy wydawać TRENDu.
Ale faktycznie, po jakimś czasie, ten zew do edukacji pojawił się we mnie na nowo. W czasie pandemii zauważyłam, że wśród wielu moich znajomych, głównie koleżanek i przyjaciółek, pojawiło się zainteresowanie pieniędzmi, zarządzaniem finansami i inwestowaniem. Zaczęłam otrzymywać dużo pytań związanych z tym, jak lokować pieniądze i jak nimi zarządzać. Stwierdziłam, że dobrym miejscem do tego, by wymieniać się wiedzą, może być grupa na Facebooku. I tak założyłam grupę Girls Money Club, która rozrosła się niesamowicie szybko. W tym momencie liczy już ok. 40000 kobiet.
To, jak szybko sprawy się potoczyły, pokazało mi dobitnie, że edukacja jest bardzo potrzebna, i że wciąż potrzebujemy więcej ekspertów, którzy mówią o pieniądzach w sposób nieco wykraczający poza finansową nowomowę. Istnieje także silna potrzeba tworzenia społeczności i wymiany myśli. Pandemia sprawiła, że zaczęły pojawiać się wyzwania finansowe, których większość osób nie znała z wcześniejszych lat, czyli wysoka inflacja czy niepewność związana z geopolityką. Wywróciła finanse domowe wielu osób do góry nogami.
To jest pracochłonne i angażujące, ale jednocześnie jest to bardzo satysfakcjonujące – widzieć, jak tworzy się niezwykła i zaangażowana społeczność, która przynosi namacalne efekty. Ciągle słyszę o tym, jak wiele kobiet ogarnęło swoje finanse w ciągu tych dwóch lat i nie ma dla mnie lepszej motywacji do pracy.
GS: Jakie tematy dotyczące finansów najbardziej interesują dziewczyny z Girls Money Club?
D.S.: Jest to całe spektrum różnych zagadnień związanych z pieniędzmi. Kobiety lubią podchodzić do swoich finansów całościowo. Ja w swoich treściach powtarzam, że nie ma czegoś takiego jak dbanie o jeden aspekt finansów. Takie podejście jest nieskuteczne. Jeśli chcemy oszczędzać pieniądze, to tak naprawdę musimy zadbać o trzy filary finansów osobistych: zarabianie, oszczędzanie i inwestowanie.
W kwestii zarabiania często mówię o tym, jak prowadzić negocjacje związane z pensją czy warunkami zatrudnienia. Wiele kobiet boi się negocjować, nie ćwiczy tego i nie ma w tym wprawy. Zachęcam je do tego, by ten stan zmienić. Uczę również tworzenia kilku źródeł dochodów. Ja sama mam kilkanaście źródeł dochodów i dla mnie jest to fundament bezpieczeństwa finansowego. Zachęcam dziewczyny do tego, by miały chociaż dwa różne źródła dochodu, żeby poczuć, jak dużo daje to bezpieczeństwa i spokoju.
Z kolei wokół oszczędzania zdecydowanie za dużo jest retoryki związanej z restrykcjami, zaciskaniem pasa i niewydawaniem na zachcianki. Moim zdaniem kluczem do bycia osobą, która mądrze oszczędza, jest właśnie umiejętność świadomego wydawania pieniędzy na rzeczy, które albo są nam potrzebne, albo sprawiają nam radość.
No i w końcu temat inwestowania. Tutaj spektrum zainteresowań jest najszersze, bo opowiadam o tym jak inwestować w akcje czy ETFy, ale także złoto – i to na różne sposoby. Opowiadam, jak inwestować w różnego typu obligacje, ale też aktywa bardziej ryzykowne, jak na przykład kryptowaluty. Ale przede wszystkim opowiadam o tym, jak inwestować niewielkie kwoty, bo pokutuje popularny mit, który mówi, że tylko dużymi pieniędzmi da się mądrze inwestować. Moją misją jest pokazywanie, że małymi kwotami też się da, i że wręcz warto rozpoczynać od niewielkich kwot.
GS: Girls Money Club oraz Woman Invest to niewątpliwie duże sukcesy. Jakie czynniki, w Twojej ocenie, przesądziły o sukcesie tych typowo kobiecych inicjatyw?
D.S.: Zawsze funkcjonowałam w środowisku, które było bardzo męskie. Taka od lat była (nadal jest) branża inwestycyjna. I zanim założyłam Girls Money Club, sama nie do końca wiedziałam, z czego wynika brak większej reprezentacji kobiet w branży inwestycyjnej.
Gdy zaczęłam prowadzić grupę na Facebooku, była to dla mnie okazja, żeby poznać zdanie kobiet, które dopiero wchodzą na rynek inwestycyjny. Mogłam poznać opinie na temat tego, co je wcześniej blokowało i dlaczego nie inwestowały. Okazało się, że tych czynników, które hamowały kobiety przed wejściem na rynek inwestycyjny było naprawdę dużo.
Niektóre z nich były oczywiste, jak chociażby to, że kobiety często zarabiają mniej od mężczyzn, przez co mają mniej pieniędzy do dyspozycji, żeby inwestować. To również strach przed ryzykiem, bo przecież panuje powszechna (nieprawdziwa) opinia, że inwestowanie oznacza ryzyko.
Do tego dochodzą kwestie czysto społeczne. Kobiety często nie znały innych kobiet, które inwestują, więc ciężko im było tak po prostu wejść w świat inwestycji, bez żadnego doświadczenia, i bez żadnej osoby obok, z którą można by się skonsultować lub wzajemnie wspierać. Wśród mężczyzn tematy finansowe często pojawiają się w codziennych rozmowach. Stereotypowo mężczyźni inwestują, natomiast kobiety bardziej zajmują się domowym budżetem.
Girls Money Club czy Woman Invest pozwoliło zniwelować te bariery, które były absolutnie realne, i których rynek finansowy wcześniej po prostu nie dostrzegał. Ba, nawet ja byłam ofiarą takiej retoryki, że kobiety raczej nie interesują się inwestowaniem.
GS: Co Cię najbardziej zaskoczyło jako ekspertkę mentorkę od finansów kobiecych?
D.S.: W zasadzie nie mogę powiedzieć, że cokolwiek mnie jakoś istotnie zaskoczyło. Gdy społeczność zaczęła się rozwijać, widziałam, że kobiety pod wieloma względami mają podobne podejście do inwestowania, jak większość mężczyzn. Chcą podejmować decyzje na bazie jak najbardziej solidnych informacji, chcą zbudować ciekawy portfel inwestycyjny, są ciekawe różnych instrumentów finansowych. Droga przeciętnej inwestorki i przeciętnego inwestora aż tak bardzo się nie różni.
Na pewno kobiety są trochę mniej skłonne do ryzyka niż mężczyźni. Bardzo często wolą mieć zaplecze w postaci poduszki finansowej w formie obligacji. Lubią też mieć złoto w formie fizycznej, zanim wejdą na rynek akcji. U mężczyzn często to właśnie od akcji się zaczyna, chociaż teraz pomału zaczyna się to zmieniać.
Wiele kobiet tworzy sobie solidny plan. Nawet gdy są początkujące w inwestowaniu, trzymają się skrupulatnie swojej strategii. Działają w sposób bardzo przemyślany i często nie są to działania przypadkowe, co w przypadku wielu początkujących inwestorów nie jest takie oczywiste.
GS: Co polecasz na początek komuś, kto chce zacząć przygodę ze świadomym zarządzaniem swoim budżetem?
D.S.: Przede wszystkim sądzę, że w świadomym zarządzaniu budżetem chodzi o to, żeby podejść do tego właśnie całościowo. Na start – zająć się obszarem zarabiania. Sprawdzić, ile jesteśmy warci/warte na rynku pracy? Czy nasze wynagrodzenie nam odpowiada? Jak dawno negocjowaliśmy pensję? Czy sposób, w jaki zarabiamy, jest zgodny z naszymi wartościami i czy chcemy w ten sposób zarabiać przez kolejne lata? A może dodać sobie jakieś inne źródło dochodu? To jest jedna z kluczowych rzeczy związanych z zarządzaniem budżetem, bo im większe mamy zarobki, tym więcej mamy pieniędzy do dyspozycji.
Druga rzecz to filar oszczędnościowy, czyli zastanowienie się nad swoim sposobem wydawania pieniędzy. I ważniejsze jest przy tym, aby było to działanie świadome niż żeby było to skrupulatne i czasochłonne. Sama osobiście mam na to niewiele czasu, więc u mnie budżet jest bardzo prosty, co często polecam osobom, które są zagonione. Polega to na tym, że dzielę moje wydatki na trzy grupy: koszty życia, długoterminowe cele finansowe i zachcianki, czyli wszystko to, co nadaje życiu smak. Dzięki temu moje finanse są zadbane, pracują na moją przyszłość, ale jednocześnie jest w nich miejsce na przyjemności.
I w końcu inwestowanie. Zachowanie wartości naszych pieniędzy w czasie, a więc inwestowanie pod kątem budowy długoterminowego portfela, to jest coś, co powinna robić praktycznie każda osoba. O ile nie każdy nadaje się do tradingu czy spekulacji, to do inwestowania w obligacje, ETFy czy złoto, już tak. To wszystko jest w zasięgu każdego osoby, nawet tej posiadającej niewielki budżet. I na to właśnie należy zwrócić uwagę, żeby już na samym początku organizowania swoich finansów, myśleć też o tej stronie inwestycyjnej. Nawet drobne kwoty – 50, 100 czy 200 zł miesięcznie – pozwolą nam zobaczyć, jak to działa i przestać się bać inwestować.
GS: Czy są jakieś inwestycje, które Cię rozczarowały czy zawiodły Twoje oczekiwania? A może chcesz podzielić się takimi, które zaskoczyły Cię pozytywnie?
D.S.: Ja w moim życiu miałam bardzo dużo wszelkiego typu transakcji. Jeżeli chodzi o moje inwestycje długoterminowe, no to tu wszystko przebiegało podręcznikowo, bo faktycznie mam stworzony portfel długoterminowych inwestycji, który pracuje przez lata. I tutaj żadnych zaskoczeń nie ma.
Jeżeli cokolwiek mnie zaskakiwało, to w zasadzie tylko te transakcje, które były bardziej spekulacyjne, bardziej ryzykowne. I w zasadzie zaskakiwały mnie one w obie strony – pozytywnie i negatywnie. To to są takie miejsca, w których miałam najbardziej spektakularne straty, ale też i najwyższe zyski.
Na samym początku mojej przygody inwestycyjnej miałam faktycznie takie momenty grozy, gdy nie doszacowałam ryzyka. Miałam wówczas mniejszą wiedzę. Teraz dla mnie inwestowanie to coś, co nierozłącznie wiąże z ryzykiem, ale tym świadomym. Umiem sobie to policzyć. Gdy robię większe transakcje, to mam w głowie scenariusze, które mogą się zrealizować.
Wiele rzeczy w ogóle na rynku może zaskakiwać. Rynki finansowe stały się w ostatnich latach bardziej nerwowe. To duża szansa, ale mi już teraz taka typowa spekulacja zdarza się rzadko. Mam większą świadomość wartości mojego czasu i tego, że na spekulację i trading trzeba ten czas mieć. Trzeba odłożyć inne sprawy i mieć czas, aby przypilnować transakcji. Więc na pewno działam w taki sposób rzadziej ze względu na to, że więcej czasu zajmują mi też inne rzeczy w życiu. Ale też robię je bardziej świadomie i tym samym potrafię więcej zarobić.
GS: Wiemy, że też kupujesz złoto. Od jak dawna, w jakiej formie i właściwie w jakim celu kupujesz złoto?
D.S.: Moje pierwsze zakupy metali szlachetnych wynikały z zainteresowania w trakcie studiów, gdy zaczęłam więcej na ten temat czytać. Zanim zaczęłam pisać moją pracę magisterską o inwestowaniu w złoto, już kupowałam pierwsze monety, choć zaczynałam od srebrnych, bo na takie było mnie wówczas stać. W tamtym czasie było również mniej możliwości kupna mniejszych sztabek czy monet, więc faktycznie srebro było bardziej dostępne.
Moją pierwszą inwestycją w złoto były… akcje spółki wydobywającej złoto. I opcje na akcje tej spółki, co ostatecznie okazało się bardzo ryzykowną inwestycją, zakończoną niepowodzeniem (poszłam na wykład, nie przypilnowałam tej transakcji i na niej straciłam). Pierwszą, większą inwestycją w złoto było kupno jednostek funduszu ETF opartego o ten kruszec.
Ogólnie, gdy zaczynałam inwestować w kruszce, nie było możliwości zainwestowania w złoto 100, 200 czy 300 złotych, lub ze względu na wysokie prowizje po prostu nie opłacało się tego robić. Dopiero później kupiłam pierwszą sztabkę jednogramową, a później kolejne, coraz większe. W tym momencie mogę powiedzieć, że moje inwestycje w złoto są w większości inwestycjami długoterminowymi.
W ostatnich kilkunastu latach kupowałam złoto na wiele różnych sposobów i te inwestycje miały różne cele. Kupowałam złoto fizyczne, jako formę ubezpieczeniową, długofalową, czyli coś, co pozwala mi lepiej spać.
Druga forma inwestycji w złoto, w którą zawsze wierzyłam i też zawsze stosowałam, to były długoterminowe inwestycje w fundusze ETF oparte o złoto. Jest to aktywo, które stabilizuje mój portfel w niespokojnych czasach.
Trzeci typ inwestycji to już bardziej spekulacja, krótkoterminowe, szybkie transakcje obliczone zarówno na wzrost, jak i na spadki. Takie spekulacje zdarzały mi się dawniej. Ze względu na brak czasu, robię ich obecnie coraz mniej.
To co mnie cieszy najbardziej w kontekście inwestowania w złoto, czy ogólnie w metale szlachetne, to to, że mamy coraz więcej nowych instrumentów i coraz więcej możliwości inwestowania w złoto niewielkimi kwotami. Moim zdaniem to jest coś, co bardzo ten rynek przybliża do przeciętnego inwestora, czy przeciętnej inwestorki.